czwartek, 31 stycznia 2013

Winne ciekawostki cz.9

Amerykanie słyną z tego, że starają się jak najlepiej wypromować swoje osiągnięcia i własne produkty. Ten model działania nie ominął również amerykańskiego świata wina. Jednym z przykładów promocji najsłynniejszej winiarskiej doliny ze Stanów jest Napa Valley Wine Train. Kalifornijskie koleje oferują trzygodzinną przejażdżkę wśród "najpiękniejszych winnic Nowego Świata". Podróż, oprócz wspaniałych widoków, umila również degustacja najlepszych lokalnych win oraz specjalnie przygotowywanych potraw. Wagony, którymi odbywa się tą podróż również są unikatowe, pochodzą z zamierzchłych czasów(wg Amerykanów oczywiście), a konkretnie z lat 1915-1917 i 1952. Dla zainteresowanych więcej informacji do zdobycia na winetrain.com


Widok są piękne, ale jeszcze piękniejsze możemy zobaczyć, jeżdżąc większością pociągów we Francji, Włoszech, czy zachodnich Niemczech.

czwartek, 24 stycznia 2013

Brytyjska walka o wino.



Wielka Brytania z pewnością należy do krajów z największą konsumpcją wina, wśród tych, które wina nie produkują na dużą skalę. Wynika to z długiej tradycji winiarskiej Wysp Brytyjskich, bo dawno, dawno temu wiele wzgórz angielskich porastały winnice. Anglicy – a w zasadzie Celtowie zamieszkujący wyspy w starożytności –  spotkali się z winoroślą po raz pierwszy za czasów rzymskich. Zanany wszystkim Juliusz Cezar po podbiciu Brytanii nie omieszkał sprowadzić tam winorośli. Bo trzeba dodać, że w tamtych czasach trochę inny klimat panował w Europie, a Wyspy Brytyjskie jak najbardziej nadawały się do uprawy winorośli. Ponad 400-letnie rządy Imperium sprawiły, że winiarstwo w tym regionie osiągnęło wysoki poziom. Ale, podobnie jak w reszcie Europy, dobre czasy dla wina w Brytanii skończyły się wraz z upadkiem Rzymu. Po siedmiu chudych wiekach nadeszły lepsze lata dla wina w Anglii. 

Obszar podbity przez Wilhelma Zdobywce
Kluczowy był rok 1066. Znany przez każdego Brytyjczyka Wilhelm Zdobywca podbijając wyspy, tworzy tam swoje chrześcijańskie państwo. A gdzie jest chrześcijaństwo, tam są również zakonnicy i ich wspaniałe winnice. Najazd normański przyniósł faktyczne odrodzenie winiarstwa angielskiego. Warto dodać, że nie tylko zakonnicy prowadzili winnice na wyspach, również możnowładzcy obsadzali swoje tereny winoroślą. Z bardzo oczywistych powodów: skoro warunki ku temu sprzyjały, to dużo łatwiej było założyć winnicę i tłoczyć wino, niż sprowadzać ów napój z Europy kontynentalnej, ryzykując tym samym oksydację podczas transportu. Dzięki takim działaniom udało się Anglikom odzyskać wino, które, podobnie jak za czasów rzymskich, było wytwarzane na przyzwoitym poziomie. Jednak znów nie dało się utrzymać winnic w Anglii na dłużej. Tym razem przeszkodził cały szereg czynników. W połowie wieku XIV na wyspy dotarła czarna śmierć. Znaczny spadek liczby ludności (przede wszystkim chłopów) spowodował, że brakowało rąk do pracy. Trzeba było porzucić uprawę części winnic, by można było siać wystarczającą ilość zboża. Następne w kolejności były popisy króla Henryka VIII, który odstąpiwszy od zwierzchnictwa papieża, odesłał również zakonników. Areał winnic znów się zmniejszył. Do tego doszły zmiany klimatyczne. W opisywanym okresie angielska pogoda zaczęła przybierać oblicze dziś dla niej charakterystyczne. Mniej słońca, więcej dreszczów i krótszy okres wegetacji sprawiły, że było coraz trudniej uprawiać winorośl. Ale Anglicy nie mieli zamiaru się podać. Skoro warunki nie sprzyjały produkcji wina, to zawsze można było je importować. Bo chętnych do kupowania i sprzedawania wina nie brakowało. Francuzi już poważnie weszli na rynek angielski około XII wieku. Dlatego czasy nowożytne to czas kupców, a nie winiarzy. Ilość importerów wina rosła jak na przysłowiowych drożdżach, mimo to wciąż była znacznie mniejsza niż ilość chętnych do sprzedaży wina. Dlatego wino w Anglii w czasach nowożytnych nie było towarem luksusowym, choć oczywistym jest, że nie każdego było na nie stać. 

Siedziba Berry Brothers & Rudd przy 3 St. James's Street, London
Warto dodać, że wśród importerów tylko nieliczni w tym czasie naprawdę coś znaczyli. Jednym z nich był Berry Brothers & Rudd, firma założona w 1698 roku. Jej siedziba znajdowała się na 3 St. James's Street, London, to adres aktualny do dziś. Jest to istotna firma dlatego, że od panowania króla Jerzego III (1760) była głównym dostawcą wina do pałacu królewskiego. Poza dworem królewskim handlowcy ci dostarczali wina takim sławom jak George Byron i William Pitt Młodszy. A dziś są największą spółką handlującą winem w Wielkiej Brytanii. Oczywiście poza pośrednikami byli wciąż winiarze, którzy wykonywali swe syzyfowe prace, by wydobyć z angielskiej ziemi jak najlepsze wino. Przez cały czas próbowano uprawiać winorośl w Anglii, zbyt wiele czasu zajęłoby mi opisanie chociażby najbardziej udanych przedsięwzięć, więc tylko o tym wspominam. A próby prowadzenia winnic są prowadzone do dziś, z dużo lepszym skutkiem niż dawniej. Co prawda na półkach naszych sklepów próżno szukać win podpisanych „Wina angielskie”, mimo to  Brytyjczycy mają swoje własne produkcje. To nie jest najlepiej znana mi materia, więc, żeby nie kłamać, powtórzę za panem Sławomirem Chrzczonowiczem, opisującym Wyspy w swym najnowszym Leksykonie Win, że najlepiej Brytyjczycy radzą sobie na polu win musujących. Tym sposobem wracają do korzeni i starają się tworzyć jak najlepsze wina w swych warunkach.

sobota, 19 stycznia 2013

Wzloty i upadki wyspiarskiego wina.



Dziś wracamy do Europy. Do Italii dokładniej rzecz ujmując. Bo Włochy to kraj ciekawy pod względem winiarskim. Nie brakuje tam znanych regionów od wieków produkujących wino. A ich historia sięga prawie zawsze do czasów rzymskich. Nierzadko nawet dalej. Od tych przedrzymskich dziejów dzisiaj zacznę. Jednym z regionów z bogatą historią winiarstwa jest Sycylia. Początków uprawy winorośli w tym miejscu trzeba szukać jeszcze za czasów cywilizacji mykeńskiej, czyli około XIII wieku p.n.e. Jednak to nie jest nic pewnego, ani nic poważnego. Prawdziwy rozwój winiarstwa na Sycylii to czasy Wielkiej Kolonizacji Greków, czyli mniej więcej VIII wiek p.n.e. Grecy ze swoim doświadczeniem i umiejętnościami stworzyli na tej wyspie nie byle jakie winnice, z których wino było znane w świecie śródziemnomorskim. Gdy przyszli Rzymianie to wszystko popsuli, bo z Sycylii zaplanowali sobie zrobić spichlerz Italii. Na szczęście nie wszystkie winnice zostały wykarczowane i obsiane zbożem. 

Znalazło się parę osób, które pamiętały o dobroczynnym wpływie gleb sycylijskich na sadzone tam winorośle dzięki czemu wciąż produkowano tam wino. Jednym z najsławniejszych win starożytności było wino mamertyńskie. Ponoć jego szczególnym amatorem był Juliusz Cezar, o samym winie wspominali pisarze rzymscy Pliniusz Starszy i Strabon. Mimo to czasy rzymskie nie były najlepsze dla winiarstwa sycylijskiego. Szczególnie okres schyłkowy Imperium. Wraz z licznymi najazdami na Cesarstwo Rzymskie, cierpiało wszystko na co po drodze natknęli się barbarzyńcy. Akurat przez Sycylię wiódł szlak najazdu Wandalów. Łatwo się domyślić co stało się z winnicami i w zasadzie ze wszystkim na wyspie. Po upadku Imperium za wiele w kwestii winiarstwa się nie działo, na tej największej wyspie mare nostrum. Poprawa sytuacji przyszła dopiero w wieku XI, kiedy Sycylia została odbita z rąk arabskich przez chrześcijańskich Normanów. Wraz z powrotem kościoła powróciło również winiarstwo. Na razie w ograniczonej formie, bo Normanowie niezbyt się znali na winie i niezbyt promowali jego produkcję. Prawdziwy rozkwit sycylijskiego wina nastąpił wraz z przejęciem wyspy przez Królestwo Aragonii. Aragońscy władcy dbali o rozwój winnic, dzięki czemu już w XV wieku, wino z Sycylii nie dość, że było powszechnie znane, to jeszcze dość obficie eksportowane do innych krajów. W tym czasie było to przede wszystkim mocne, alkoholowe wino, przez co mieszano je ze słabszymi winami z Europy kontynentalnej. Mimo to, Sycylia zaznaczyła swoje miejsce w świecie winnym. Formalne „odkrycie” win sycylijskich przypisuje się Anglikowi. Niejaki John Woodhouse w 1773 odkrył wzmacniane wino z okolic Marsali (jako ciekawostkę warto dodać, że z tego miasta wyruszyła tzw. wyprawa tysiąca pod wodzą Garibalidiego, która doprowadziła do zjednoczenia Włoch). Wino wysłane do Anglii zrobiło tam wielką furorę, gdyż na przykładzie Porto i Madery (nota bene Woodhouse był kupcem zajmującym się sprowadzaniem Madery do Anglii) łatwo zauważyć, że Anglicy lubowali się w winach wzmacnianych. Sukces wina Marsala była początkiem wielkiej kariery Sycylii. Na wyspę zaczęli przybywać kolejni kupcy i winiarze skuszeni dobrymi warunkami do uprawy winorośli. Jednym z nich był Vincenzo Florio, który w latach 30. XIX wieku, zakupił sporo winnic na wyspie i zaczął produkować własną Marsalę, do dziś sławną i cenioną. 
W XIX sycylijska Marsala była uznanym trunkiem w całej Europie, może poza Francją, która niezbyt była skora pijać inne wina niż swoje własne. Ale i to się miało zmienić. Gdy przyszła, dobrze wszystkim znana, europejska klęską winiarstwa to i Francuzi, spragnieni wina, sięgnęli w latach 70. po trunki tej niedalekiej im wyspy. W tym okresie wina sycylijskie cieszyły się największym powodzeniem. Niestety, jak to często bywa, między sukcesem a porażką jest tylko cienka czerwona linia. Na przełomie 1880 i  1881 roku na Sycylię dotarła filoksera. Dokonała istnego pogromu. Winiarstwo z tej wyspy upadło całkowicie. Odrobienie strat i ponowne obsadzenie winnic zajęło mieszkańcom Sycylii dużo czasu. Można powiedzieć, że dopiero w latach 50. XX wieku winiarstwo tej wyspy podniosło się po klęsce. Ale stanęło przed nowym, trudnym zadaniem. Sycylijczycy musieli się zaadoptować do nowego świata wina, dynamicznie zmieniającego się w ostatnich kilkudziesięciu latach. Wymagania współczesnego rynku wina są dużo wyższe niż tylko jedno porządne fortyfikowane wino. Na szczęście udało im się to sprostać oczekiwaniom. Świadczy o tym ostatnie dwadzieścia lat. W tym czasie nie tylko wina z Sycylii wróciły do łask w Europie, ale i na świecie udało im się zdobyć uznanie.

środa, 9 stycznia 2013

Jeźdźcy Rodanu



Cześć moich czytelników być może już przywykła do tego, że tytuły kolejnych opowieści nie zawsze bezpośrednio nawiązują do ich treści. Dlatego dzisiejsza historia tradycyjnie nie będzie dotyczyć Doliny Rodanu, ani jeźdźców. Opowiem parę słów o historii najnowszej, czyli o grupie amerykańskich winiarzy Rhone Rangers, w moim wolnym tłumaczeniu nazwana właśnie „Jeźdźcami Rodanu” (choć „Strażnicy Rodanu” byłoby być może bardziej adekwatnym tłumaczeniem, ale tak w zasadzie to nieistotne). Owo stowarzyszenie powstała na początku lat 80. w Stanach Zjednoczonych. Za swój cel obrała sobie popularyzację – wśród amerykańskich winiarzy – odmian winorośli charakterystycznych dla Doliny Rodanu. Przede wszystkim Syrah, który w krótkim czasie miał się stać wschodząca gwiazdą wśród win ze Stanów. Korzeni powstania Rhone Rangers należy szukać w połowie lat siedemdziesiątych. W 1974 roku Joseph Phelps Winery zakupiło od Christian Brothers Winery dziesięć ton winogron szczepu Syrah, dość nędznej jakości trzeba dodać. Sprzedawca zwykł dodawać swoje plony do przeróżnych blendów, gdzie grono zazwyczaj pozostawały anonimowe. Joseph Phelps Winery stworzyło z nich czystego Syrah. Wino ukazało się na rynku w roku 1977, był to prawdopodobnie pierwszy stuprocentowy Syrah od czasów prohibicji. I nie ostatni. 


Joseph Phelps poza samymi gronami kupił także sadzonki wspomnianej winorośli. W jego ślady poszli inni winiarze m. in. Gary Eberle, Randall Grahm i Bob Lindquist. Na początku lat osiemdziesiątych wspomniani winiarze założyli nieformalne stowarzyszenie pod nazwą Rhone Rangers. Oczywiście nie skupili się tylko na Syrah, oprócz tej odmiany propagowano sadzenie również takich odmian jak Grenache, Mourvedre, Carignan, a z białych Viognier  Marsanne i Roussanne. Tworzono z nich przeróżne kupaże. Od charakterystycznych dla Rodanu GSM lub Syrah z małym dodatkiem Viognier, poprzez australijski blend Syrah i Cabernet Sauvignan, aż po popularne w zasadzie tylko wśród Rhone Rangers połączenie Grenache i Mourvedre. Ich działalność miała na celu poszerzenia wachlarza win oferowanych przez amerykańskich producentów. A także przerwanie monotematyczności winnic kalifornijskich. Bo do lat osiemdziesiątych większe znaczenie miały tam tylko Caberent Sauvignan, Merlot, Zinfandel i Pinot Noir, a z białych odmian Chardonnay i Sauvignon Blanc. Przez dość krótki okres swojej działalności Rhone Rangers osiągnęli duży sukces, szczególnie jeśli chodzi o popularyzację Syrah. O tym najlepiej świadczą statystyki. W roku 1990 zaledwie 500 ton winogron odmiany Syrah zostały wykorzystanych do produkcji. Zaledwie piętnaście lat później było to blisko 150 tys. ton. Niewyobrażalny wzrost produkcji. Co więcej, na tym nie poprzestano, wciąż są nasadzane nowe winnice. Jeźdźcy Rodanu wykonali swoje zadanie. Sama organizacja istnieje do dziś, działa bardziej na zasadzie zrzeszenia winiarzy, pragnących propagować styl win znad Rodanu. Gdyby ktoś chciał dowiedzieć się o nich nieco więcej wystarczy zajrzeć na rhonerangers.org

czwartek, 3 stycznia 2013

Butelka z Legendą, cz.1



Dziś, z racji nowego roku, zacznę nowy cykl – butelki z legendą. Wiele razy zastanawiałem się, co zrobić, by podzielić się z Wami tymi legendami, na które tak często natrafiam, a które rzadko z faktyczną historią mają coś wspólnego. Dlatego od dziś na blogu będą pojawiały się krótkie baśnie połączone z subiektywną recenzją jakiejś niezwykłej butelki. Czasem połączenie butelki i jej legendy będzie dość kruche, ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, by o legendach nie zapomnieć. 


Na początek przenieśmy się do głębokiego średniowiecza, gdzieś około wieku XII. W owym czasie miriada rycerska chwyciła za broń i wyruszyła w długą podróż. Z pieśnią na ustach i błogosławieństwem papieża zwykli wojacy stali się krzyżowcami. Przekonani o boskim przyzwoleniu szli walczyć o ziemie swego Boga – Jeruzalem. Dróg wiodących do Ziemi Obiecanej było wiele. Część rycerstwa, głównie francuskiego, wędrowała przez tereny dzisiejszej Słowenii. Traf chciał, że szli przez okolice zamku Velikej Nedelji. Legenda głosi, że rycerze, widząc pagórkowatą krainę porośniętą licznymi winoroślami, oniemieli z zachwytu. Miejsce było tak piękne, że ochrzcili je mianem biblijnego Jeruzalem i nie szli już dalej. 

fot. Orientalne Winnice
A dziś wspomnieniem tej pięknej legendy jest butelka Jeruzalem Ormož. Dzisiejsze słoweńskie Jeruzalem to trochę inna historia, bo początków obecnych winnic można szukać, w najlepszym wypadku, u schyłku XIX wieku. Jednak nazwa wyraźnie nawiązuje do wieków średnich. I to właśnie ona na swoich barkach dzierży długą tradycję, z rodowodem u początku krucjat. Przyznam, że otwierając butelkę półsłodkiego Jeruzalem Ormož Traminec miałem niezwykle wygórowane wymagania. Pewnie zbyt wygórowane. Ale mimo to nie zawiodłem się. Zaczęło się od pięknego złotego koloru, co w przypadku Gewurztraminera zaskoczeniem być nie powinno, jednak cieszyło oko. Pierwszy zapach - tropikalny: ananas, mango, troszkę banana. Później przekształcił się w miodowo-lipowy, słodki aromat. Smak wyraźnej, ale nie natrętnej słodyczy dopełnił wino. Początkowo niezauważalna kwasowość dała o sobie znak dopiero po chwili, była lekka, jedynie delikatnie zaznaczała swoją obecność.
Nie powiem, bym poczuł się jak krzyżowiec z połowy XII wieku, odnajdujący swoje Jeruzalem, ale niewątpliwie jestem zadowolony z tego wina. A z pewnością mogę zrozumieć, czemu wspomnieni rycerze wolała porzucić swą podróż do Ziemi Świętej, by pozostać w słoweńskim Jeruzalem i delektować się jego winem. 

Dla zainteresowanych wino dostępne jest w sklepie Orientalne Winnice.