niedziela, 31 marca 2013

Dolina wielu piwnic.



Szaleństwem można nazwać poszukiwanie barbarzyńskich korzeni wśród win Italii. Kolebka winiarstwa europejskiego ma dobrze udokumentowany antyczny rodowód, więc w czym mogliby tam pomóc prymitywni przybysze zza rzymskich limesów. Z pewnością nie w produkcji, bo pomimo tego, że barbarzyńcy lubowali się w rzymskim winie to jednak nie byli w stanie sami takiego stworzyć. Ale protekcja i promocja wina była przydatna w trudnych czasach po upadku Imperium Rzymskiego. Jak łatwo się domyślić taka zmiana rządów, jaka miała miejsce w V wieku n.e., nie jest łatwa. Mnóstwo winnic zostało zniszczonych. Wiele legend rzymskich zniknęło bezpowrotnie. Takie wina jak falernum, czy caecubum są już tylko wspomnieniem złotych czasów rzymskiego winiarstwa. Przetrwały głównie te wina, którym ktoś w tym pomógł. 
Kasjodor, 485-583
Jednym z nich było wino z okolic Verony, zwane retico. Uważane dziś za praprzodka win z regionu Valpolicella, np. Amarone i Recioto. Valpolicella, czyli dolina wielu piwnic (taka etymologia słowa jest proponowana przez niektórych historyków, poświadcza, że w starożytności była prężnie działającym regionem winnym) była, według Kasjodora, ulubionym regionem winnym Teodoryka Wielkiego. Był niebagatelną postacią dla dziejów Italii, gdyż to on przejął władzę na Półwyspie Apenińskim, obalając rządy Odoakra, barbarzyńcy, który był odpowiedzialny za detronizację ostatniego cesarza zachodniorzymskiego. Teodoryk, przywódca Ostrogotów, zaprowadził okres względnego spokoju na terenach byłego już Cesarstwa Rzymskiego. Kasjodor, będąc doradcą Teodoryka, pisał o jego panowaniu w swych kronikach. Wspominając o ulubionym winie, władcy ostrogockiego, nazwał je acinatico, było to wspomniane wyżej retico (poźniej przyjęła się nazwa recioto, używana do dziś). Względy nowego władcy Italii z pewnością pomogły winom z Valpolicella wyjść na prostą po trudnym okresie upadku imperium. Później było tylko lepiej. W VIII wieku okolice Verony dostały się pod panowanie Republiki Weneckiej. Był to kraj kupiecki, dzięki temu eksport wina był niezwykle ułatwiony, szybko przyczynił się do wzrostu produkcji. Według spisów handlowych wino było jednym z pierwszych podstawowych towarów, którymi handlowała Republika Wenecka w basenie Morza Śródziemnego. Dzięki temu rozwój winnic między w regionie Veneto następował szybko, pieniędzy nie brakowało. 

Pierwsze problemy pojawiły się dopiero na przełomie XV i XVI wieku. Gdy upadł Konstantynopol, jeden z głównych odbiorców win z regionu Veneto trzeba było znaleźć nowych nabywców. Było to utrudnione tym, że Wenecja prowadziła wojny z Imperium Ottomańskim, nowym władcą cieśnin Bosfor i Dardanele. Prowadziło to do częstych blokad portów weneckich, więc bez transportu morskiego ciężko było coś importować w stronę Niemiec lub Francji, mimo, że wina z Veneto były znane z jakości. Szczęśliwie dla nich to nie był długi okres. A wina z tego regionu wciąż cieszył się popularnością. W szczególności Recioto della Valpolicella, słodkie wino wytwarzane z rodzynkowa tych gron. Co ciekawe, przez długi czas było najbardziej szlachetne i rozpoznawalne wino z tego regionu. Niezwykle popularne dziś, Amarone della Valpolicella, zyskało swą sławę dopiero w XX wieku. Jedna z legend mówi, że powstanie Amarone jest dziełem przypadku. Otóż, któryś z winiarzy miał zapomnieć o jednej beczce Recioto, przez co cukier pozostały w winie został przetworzony na dodatkowy alkohol. W wyniku tego powstało wino wytrawne, o wyjątkowo dużej zawartości alkoholu i zaskakującym, szlachetnym smaku.   

niedziela, 24 marca 2013

Winne ciekawostki, cz.11

A co gdyby zatankować samochód winem? Tak irracjonalne pytanie zadali sobie uczestnicy Eco Rally i stworzyli Lotusa Exige 270E Tri-Fuel. Samochód który może jeździć na winie i serze. Dokładniej na paliwie stworzonym z fermentującego wina, bądź serwatki. Pomysł ciekawy i chlubny, w końcu przyjemny dla środowiska. Jednak ja bym się nie pokusił na tankowanie samochodu winem. Z jednej strony u nas byłoby to droższe niż tankownie zwykłym paliwem. A z drugiej strony trochę by mi jednak było szkoda wina, no chyba, że byłoby korkowe, ale nie wiem jakby to się przekładało na moc samochodu. Tutaj więcej informacji dla ciekawych.


czwartek, 21 marca 2013

Halal czy Haram? Czyli o winie w Islamie.



Poranek rozsunął zasłony ciemności,
A dzień zrzucił z ramion przytulne okrycie.
Podaj więc towarzyszom najczarniejsze wino,
Bowiem nadeszła odpowiednia chwila.
Abu Nuwas (756-814)

Rzecz wydaje się banalnie prosta. Picie wina i każdego innego alkoholu jest zabronione wśród muzułmanów. Szariat wyraźnie kwalifikuje picie wina jako jeden z czynów haram, czyli takich które są zabronione dla wyznawców Mahometa. Koran jeszcze wyraźniej podkreśla: „O wierni! Wino, gry hazardowe (…) są obrzydliwościami zesłanymi przez Szatana!” (Sura V: 90). Jednak żeby nie było to tak oczywiste w surze LVI, jest napisane, że na każdego kto zamieszka w raju czekają piękne, czarnowłose hurysy i puchary wiecznie napełnione winem. Wynika to z dualistycznej roli wina, z jednej strony dla żyjących jego spożywanie było ciężkim grzechem, z drugiej strony w życiu pośmiertnym wino było częścią tego świata. Pełniło funkcję jednego z mistycznych elementów ogrodu rajskiego i nie mąciło umysłu tak jak to czyniło u śmiertelników. Łatwo się domyślić, że część muzułmanów chciała dostąpić tego mistycznego przeżycia już na ziemi, nawet kosztem zmącenia umysłu. Dlatego picie wina w Islamie nie było czymś niezwykłym już od początku istnienia religii.

Mapa Imperium Arabskiego ok. połowy VIII w.
Warto zauważyć, że sam proces powstania Islamu jest bezpośrednio związany z zakazem picia wina. Przez wszystkim z powodu geografii. Mahomet i pierwsi jego wyznawcy byli mieszkańcami ziem pustynnych, w dużej części byli to nomadzi. Wśród nich wino było towarem dość egzotycznym, bo mimo, że do Mezopotamii nie było tak daleko to jednak sprowadzenia wina nie było tanie, a samo wino z pewnością nie było tak powszednim napojem jak wśród ludów doliny Tygrysu i Eufratu. Stąd też zakaz picia wina, pozornie nie był zbyt dużym wyrzeczeniem ze strony pierwszych wyznawców Allaha. Jednak Islam zaczął się szybko rozszerzać, obszar Imperium Arabskiego bardzo szybko przekroczył obszar swego kręgu kulturowego. Dość powiedzieć, że niecały wiek wystarczył by Imperium rozciągało się od Indii, aż po Półwysep Iberyjski. Jak na takim obszarze – z zakorzenioną kulturą picia wina w dużej części – zabronić tej podstawowej czynności? Nie da się oczywiście. Dlatego w miejscach w których spożywanie wina było codzienności taką codziennością pozostało. Przykładowo w Bagdadzie, Aleksandrii czy innych wielkich miastach winiarnie nie zniknęły z ulic. Z wielu powodów, z jednej strony były to miasta kosmopolityczne, mieszkało w nich wielu chrześcijan, którym picia nie zakazano. Z drugiej strony mieszkańcy tych wielkich ośrodków, którzy od wielu pokoleń byli przyzwyczajeni do pica wina, nie mieli zamiaru z niego rezygnować nawet ze względu na przyjęcie Islamu. Poza tym większość ludów Lewantu, czy Mezopotamii na co dzień piła wino w sposób umiarkowany, tak by umysł pozostał niezmącony. Jedynie święta były powodem do ewentualnego nadużycia trunku. Oczywiście nie były to uroczystości muzułmańskie. Świętowali przede wszystkim chrześcijanie, czy to Trzech Króli, czy całe zapusty, Zielone Świątki, czy nawet Boże Narodzenie. Wszystkim tym okazjom towarzyszyło spożywanie wina, w dużych ilościach. Często do chrześcijańskiej zabawy przyłączali się muzułmanie, pijąc wino i radując się razem z nimi. Ponoć niemalże do końca średniowiecza w Kairze miały miejsce uroczystości ku czci męczeństwa chrześcijan. Ich obchody były świętowane przez wszystkich mieszkańców miasta, a władze miejskie przeznaczały nawet 100 tysięcy dirhemów na zakup wina. Z kolei według, nieznanego mi bliżej, średniowiecznego kronikarza, znaczna część Maroka chodziła pijana. 

Można by pomyśleć, że picie wina i uprawa winorośli niemalże nie ucierpiała na rozprzestrzenianiu się Islamu. Niestety jest to zbyt daleko posunięty optymizm. Mimo, że kultura picia wina przetrwała w nowym islamskim imperium to jego uprawa znacznie się zmniejszyła, bo poza muzułmanami, którzy spożywali wino, było też wielu ortodoksyjnych, którzy ściśle przestrzegali zakazów Koranu. W 934 roku tzw. hanbalici wylegli na ulice Bagdadu i wyraźnie manifestowali swe niezadowolenie łamaniem przepisów Koranu przez muzułmanów, wylewając wino z beczek. Szczęśliwie ortodoksi nie byli w tym kwestii w większości, więc aktywny walka z piciem wina nie była czymś nagminnym u początków Islamu. Co ciekawe dużo częstsze było kultywowanie kultury picia wina niż walka z nią. Zapewne dlatego, że świat islamski był bliżej kultury antyku niż świat chrześcijański. Dlatego obrzędy bachiczne, nawet swego rodzaju islamskie sympozjony często miały miejsce w Imperium Arabskim. Duży rozwój przeżyła również poezja bachiczna, praktykowana przez wielu islamskich uczonych, z Abu Nuwasem na czele. Próżno takiej szukać wśród chrześcijan w tym czasie. Ale to też materiał na kolejną gawędę. Dziś sytuacja z winem wygląda nieco inaczej. Nie podejmę się analizy ile procent muzułmanów pije wino, a ile traktuje to jako haram. Zapewne istnieją wyraźne różnice między poszczególnymi krajami islamskim. Mimo to, przypuszczam, że nie ma już takich sytuacji jak w średniowieczu, że wyznawcy wielu religii razem świętowali by jakieś święto, wznosząc puchar z winem.   

wtorek, 12 marca 2013

Winnice spod Ściany Płaczu



Niezaprzeczalnym faktem jest to, że Bliski Wschód odegrał niebagatelną rolę w rozwoju winiarstwa. W szczególności istotne były tereny dawnej Mezopotamii i Fenicji, na których rozwijano oraz popularyzowano starożytne techniki produkcji wina. Dlatego tym większy pozostał żal, że cały trud włożony w rozwój starożytnego winiarstwa w krajach Lewantu został zaprzepaszczony przez nową potęgę, która wyrosła na tych terenach u początków średniowiecza. Chodzi oczywiście o Imperium Arabskie. Wraz z nastaniem islamu, skończyła się masowa produkcja wina (ze względów religijnych większość muzułmanów nie pije alkoholu), wówczas wino niemal zniknęło z Bliskiego Wschodu*. 

Zakład produkujący beczki w Zichron Ya’acov (1890).
Szczęśliwie, stosunkowo niedawno, sytuacja zaczęła się zmieniać. Było to związane bezpośrednio z powrotem osadnictwa żydowskiego na tereny Palestyny – tzw. Jiszuw rozpoczął się około połowy XIX wieku. Po powrocie do swej historycznej krainy, Żydzi chcieli jak najszybciej uniezależnić się od pomocy z zewnątrz, dlatego zaczęli zajmować się rolnictwem. Na winnice nie trzeba było długo czekać. Pierwsza powstała już w 1848 roku. Założył ją Rabbi Yitzhak Shor. Była to o tyle szczególna winnica, że powstała tuż obok Ściany Płaczu. W jego ślady poszli inni. Wiele rodzin tworzyło wino na własne potrzeby, w dość ograniczonych ilościach, dlatego większość z tych winiarni nie przetrwała próby czasu. Jednak wino wciąż produkowano, szczególnie, że pomoc od diaspory żydowskiej nieprzerwanie płynęła do Ziemi Izraela. Dobrym przykładem jest założenie szkoły rolniczej Mikveh Israel przez francuskiego syjonistę Charlesa Nettera w 1870 roku. Uczono tam między innymi podstaw uprawy winorośli. Żydzi przybywający do Palestyny często pobierali nauki w tej placówce, nim zaczęli prowadzić swoje gospodarstwa. Prawdziwa pomoc przyszła w 1882 roku, w osobie barona Edmonda Rotszylda, aktywnie wspierającego ruch syjonistyczny, który wówczas był w okresie najlepszego rozwoju. Co więcej, lata 80. XX wieku, to początek tzw. pierwszej aliji, czyli pierwszej masowej imigracji Żydów do Palestyny związanej z pogromami w Rosji. Ziemię Izraela w tym czasie zasiedliło blisko 30 tysięcy Żydów. 

Banknot Izraela z wizerunkiem barona Rotszylda
Baron Rotszyld aktywnie wspierał osadnictwo swych braci w wierze, a także dołożył wszelkich starań, by rozwinąć uprawę winorośli na tych terenach. Działania właściciela Chateau Lafite nie były tylko doraźną pomocą, ale zaplanowanym działaniem. Po okresie próbnym upraw winorośli Rotszyld przybył do Palestyny sprawdzić, co może zrobić, by stworzyć swoje małe państwo winiarskie. Zadecydował o stworzeniu wina na styl bordoski. Szybko zaczęto sadzić Cabernet Sauvignon, Cabernet Franc i Malbec. Sadzonki dostarczano z samego Chateau Lafite. Niestety, zbyt duża temperatura spowodowała, że podczas fermentacji utracono cały pierwszy zbiór. Baron Rotszyld od razu zdecydował się na stanowcze działania; sfinansował budowę ogromnych podziemi, w których wino miało być poddawane fermentacji i przechowywane. Zbudowano dwa kompleksy piwnic, jedną dla Rishon le Zion, a drugą dla Zichron Ya’acov, dwóch nowych siedlisk ludności żydowskiej. Ciekawostką jest to, że na budowę tych kompleksów Rotszyldowie wydali aż 11 milinów franków, dla porównania na zakup Chateau Lafite wydali ‘tylko’ 4 miliony. Przedsięwzięcie zakończono w 1896 roku. Rok wcześniej założono ważna instytucję, Carmel Wine Company, spółkę odpowiedzialną za eksport wina izraelskiego do innych krajów. Warto zaznaczyć, że pierwsze ich biuro zostało założone w Warszawie. Dopiero potem powstały filie w Wiedniu, Nowym Jorku, czy Londynie. Wszystko rozwijało się bardzo prężnie. Wkrótce powstała Société Cooperative Vigeronne des Grandes Caves, Richon-le-Zion and Zichron Jacob Ltd. (1906), spółka skupiająca wszystkie ważniejsze winiarnie żydowskie. Szybko się okazało, że marzenie barona Rotszylda o stworzeniu wina na wzór bordoski nie spełni się w Palestynie, jednak jego spuścizna pozostała. I to dzięki niemu wino z Palestyny zaczęło być znane w świecie. Co prawda, po pierwszej wojnie światowej nastały lata chude dla winiarstwa semickiego. Trwały trochę dłużej niż siedem biblijnych lat, jednak wino przetrwało. Dzisiaj wino z Izraela odradza się i podbija światowe rynki.

  
*Kwestia wina w islamie jest dość zawiła, ale i bardzo interesująca. W najbliższym czasie postaram się ją lepiej przedstawić.

niedziela, 3 marca 2013

O tym, jak naziści dali początek niemieckim festiwalom wina.


Niemieckie festiwale wina są dziś jednym z podstawowych elementów kultury winiarskiej tego państwa. Ponoć w całym kraju można naliczyć ponad tysiąc wydarzeń zaliczanych jako festiwale wina. Poza festiwalami jest wiele innych atrakcji, Deutsche Weinstraße jest chyba jedną z najbardziej rozpoznawalnych. A wszystko by zachęcić wszystkich amatorów enowakacji, do spędzenia urlopu na Renem. Ciekawe jest to, że te festiwale powstały w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, przeważnie w latach pięćdziesiątych, więc jest to stosunkowo młoda tradycja. Jednak prawdziwie szokujące jest to, że niemieckie festiwale wina na początku były elementem nazistowskiej propagandy. A ich pierwszy rozwój to lata trzydzieste XX wieku. Szereg wydarzeń pomógł nazistom wplątać ich ideologię w rzecz tak zwykłą i niewinną jak festiwale wina. Zacząć trzeba od początku XX wieku. Już wtedy niemieckie wino miało dobrą pozycję w świecie, a najlepsze Rieslingi były poszukiwane przez koneserów. Tak dobra passa skończyła się wraz z wybuchem wojny. Mężczyźni ruszyli na wojnę, a winnice leżały odłogiem. Eksport wina został znacznie ograniczony. Po wojnie było jeszcze gorzej. Brakowało rąk do pracy. Ci, którzy powrócili nie byli w stanie sami dbać o winnicę, albo nie mieli funduszy, albo byli kalekami, co całkowicie uniemożliwiało pracę przy winie. Na domiar złego hiperinflacja z początku lat 20. czyniła jakąkolwiek sprzedaż wina zupełnie niedochodową. W tym czasie bankructwa były na porządku dziennym. Gwoździem do trumny okazał się kryzys z końca lat 20. Winiarze byli rozgoryczeni, na nic zdały się ich protesty, pomoc państwa nie nadeszła. 
Plakat reklamujący festiwal.
Gdy do władzy doszli Naziści(1933), wszystko miało się zmienić. Kolejny problem winiarzy pojawił się w 1934 roku, jak na ironię była to klęska urodzaju. Niezwykle suche i ciepłe lato spowodowało, że zbiory były ponad dwa razy wyższe niż standardowe. Mogłoby się wydawać, że to rzecz pozytywna, gdyż duże zbiory pozwalały na powiększenie sprzedaży. Jednak nie było aż takiego popytu na wino. Rynek wina niemieckiego, z wciąż ograniczonym eksportem, nie był w stanie przyjąć dwukrotnie większej ilości towaru, niż co roku. Dlatego wino musiało pozostać w piwnicy, ale tutaj z kolei pojawiała się kwestia braku miejsca. O ile rocznik 1934 zmieścił się jeszcze w piwnicach nadreńskich winiarzy, to następny mógłby mieć z tym problem. I w tym momencie z pomocą przychodzi rząd NSDAP. Naziści zaczęli dość prosto, od kampanii na rzecz zwiększenia sprzedaży wina w kraju. Wkrótce Ministerstwo Oświecenia Publicznego i Propagandy ustala Fest der deutschen Traube und des Weines, czyli Festiwal niemieckich Gron i Wina. Wszystko po to, by zwiększyć sprzedaż wina i nieco opróżnić piwnice. Ta pomoc brzmi dość niewinnie jednak cała akcja wpisywała się w ideologię Blut Und Boden(Krew i Ziemia), według niej chłopstwo było podstawą rasy aryjskiej, która miała odrodzić naród niemiecki. Festiwal był kontrolowany przez Reichsnährstand(urząd kontrolujący wszystkie elementy produkcji rolnej w III Rzeszy), ceny sprzedaży wina były przezeń regulowane. Plan festiwalu, który trwał cały tydzień, był szczegółowo rozpisany, tak by można było wpleść propagandę w każdy możliwy element. Przez to nawet sklepy sprzedające wino nie mogły zatrudniać nikogo, kto nie był czystej krwi aryjskiej. Wszystko było podporządkowane niemieckiej machinie ideologicznej. Mimo to ludność kochała te festiwale, bo przecież nie miała powodu by tego nie robić. Festiwal z 1935 roku był wielkim sukcesem, tak samo ten z roku następnego. Niemcy pamiętający te czasy, zapewne miło je wspominają, był to przecież czas odrodzenia winiarstwa reńskiego. W końcu ktoś zadbał o niemieckich winiarzy. 
 
Deutsches Weintor
W tym czasie również stworzono Deutsche Weinstraße. Koniec trasy wyznacza tzw. Deutsches Weintor, przypominająca łuk triumfalny. Ona też jest poniekąd nawiązaniem do niemieckiej ideologii, która starała się przedstawić III Rzeszę jako kontynuację Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, któro z kolei uważało się za następcę Imperium Rzymskiego. W taki sposób naziści potrafili nawet wino wykorzystać do propagowania swej ideologii. Jednak to z ich pomocą niemieckie winiarstwo mogło przezwyciężyć kryzys i znów zyskało swój dawny blask. Chociaż tyle dobrego wynikło z ich działań.